W drugim numerze „Rzeczy Wspólnych. Pisma Republikańskiego” znalazłem ciekawą ankietę redakcyjną pt.: „Pięciogłos: obywatele czy konsumenci”, skierowaną do pięciu redaktorów „Teologii Politycznej”, „Obywatela”, „Spraw Politycznych”, „Res Publici Nowej” i „Pressji”, której postanowiłem poświęcić swoją uwagę.
Mateusz Matyszkowicz podkreślił w swoim komentarzu, że do wychowania obywateli nie potrzeba wartości, a raczej cnót. Ich źródła upatruje w domu, Kościele i elitach państwowych. Krzysztof Wołodźko skrytykował dychotomiczny podział w zawarty w pytaniach redakcji „RzW”. Wysunął hipotezę, że pożądanym stanem społeczeństwa jest dobrobyt i pokój, a partycypacja w nich prawem obywatela. Obywatel zaś nim nie może być w pełni, gdy żyje w społeczeństwie biedy. Lekarstwem na istniejący stan rzeczy musi być równy, powszechny dostęp do edukacji oraz polityka rozwijająca dobrobyt. Tomasz Pichór rozróżnił nowe klasy społeczne, którymi są: matoły, youppie i gwiazdy, w związku z czym stwierdził, że nie ma miejsca na obywatelskość młodego Polaka. Nadziei na zmianę sytuacji upatrywał w armii pochodzącej z ochotniczego zaciągu, domu rodzinnym oraz szkole. Podkreślił jednocześnie, że tam, gdzie nie ma wolności, nie ma także obywateli.
Wojciech Przybylski odrzucił, podobnie jak redaktor „Obywatela”, wybór zawarty w pytaniu ankietowym. Konsumpcja i bycie obywatelem nie mają swoich granic ani specjalnego rozróżnienia. Młodego człowieka określił przede wszystkim jako twórcę kultury, która jest dostępna masowo i dla wszystkich. Poza tym używa on języka współczesności, który przyjmuje za swój własny. Edukacja kulturalna – to ona ma ukształtować młodzież z pożytkiem dla wspólnoty.
Ostatni zabierał głos Arkady Rzegocki, który w dwóch wydarzeniach z 2010 r., czyli katastrofie smoleńskiej oraz sporze o krzyż, upatruje zadań w budowie wolnego i sprawiedliwego społeczeństwa polskiego.
Lektura ankiety rozczarowuje. Podobne odczucie miała Anna Grabińska w listopadowym wydaniu Gońca, gdzie zaprezentowała swój tekst „Tuskofilia – nowa jednostka chorobowa”.
Całkowicie odrealniony jest w swojej wypowiedzi Mateusz Matyszkowicz. Cnota, jak mówi nam definicja, to trwała możliwość przestrzegania zasad moralnych. Nie wiem, co na ten temat sądzi pan redaktor, ale uważam, że młodzież w swojej zdecydowanej, przygniatającej większości nie chce wiedzieć, co kryje się pod pojęciem wartości moralnych, nie wspominając o cnotach. Moją opinię niech zobrazuje stosunek młodych ludzi do starszych, nawet niekoniecznie własnych rodziców. Ze smutkiem spuszczając głowy, trzeba przyznać, że na takiej postawie budują się konflikt i fundamenty powszechnej anarchii społecznej zamiast szacunku, poczucia odpowiedzialności za to, co było i będzie po nas samych. Drugi z odpowiadających posunął się do sformułowania utopijnej tezy rodem z dzieł Tomasza Morusa. Bieda oraz konflikt nie wykluczają z bycia obywatelem – zamieszki na Haiti po przeprowadzonych wyborach prezydenckich w warunkach katastrofy humanitarnej może nie są odzwierciedleniem jakości standardów uczestnictwa w życiu społecznym, jednak samego tego faktu nie można sklasyfikować jako anomii obywatelskiej, która jest synonimem bierności, braku zainteresowania uczestnictwem w życiu społeczno-politycznym.
Wypowiedź następną odczytałem jako zbyt rygorystyczną, surową, prowadzącą do wniosku, że nie możemy odnaleźć żadnego młodego obywatela świadomego swoich decyzji, zaangażowania etc. Rozwijające się dzieło wolontariatu w Polsce, dość licznie akcentowane obecnością młodych osób, daje pewne nadzieje, że dokonany podział społeczny nie jest podziałem ostatecznym.
Kultura to kolejne pole, na którym jest możliwe nawiązanie dialogu z młodzieżą – to ta część tekstu, z którą się zgadzam, jednak zadaję autorowi pytanie: o jaką kulturę nam chodzi? Kultura klasyczna odeszła w niebyt, kultura masowa, popularna, spod znaku wyroczni medialnych w rodzaju Kuby Wojewódzkiego albo Dody prowadzi, owszem, do budowy wspólnoty, ale prymitywnej, powierzchownej, instynktownej, pozbawionej treści, która jest tak potrzebna do budowy społeczeństwa polskiego na miarę wyzwań przyszłości.
Ostatnia opinia jest powtórzeniem tezy z debiutanckiego numeru „RzW” – o republikańskim, obywatelskim przebudzeniu polskiego społeczeństwa po katastrofie smoleńskiej. Czas płynie i weryfikuje niestety – te jakże słuszne – oczekiwania. Wydarzenia, które miały miejsce, i te, których się spodziewam, są zaprzeczeniem marzeń redaktorów pisma.
Tradycja republikańska uczy, że dobrze funkcjonujący naród polityczny (do takiego nam daleko, do uczestnictwa w nim młodych jeszcze dalej) reguluje emocje niszczące społeczeństwo przez dobry ustrój wyłaniający przywódców na miarę czasów. Jeśli odbudujemy – tak, My, czyli pokolenie urodzone jeszcze w PRL-u – elity oraz postawimy na nawiązanie dialogu kulturowego z naszymi młodszymi koleżankami i kolegami, wyrywając ich z objęć pustosłowia serwowanego przez telewizję i niskich lotów „idoli” – jest szansa na ratunek, na zachowanie marzeń o młodym Polaku-obywatelu. Inaczej nie będzie po co snuć pełnych nadziei wizji lepszego, młodego pokolenia.
Łukasz Karolak
---
Tekst ukazał się pierwotnie w styczniowym numerze „Gońca Wolności”.